Jak inwestować w sztukę?

Inwestowanie w sztukę, czyli to co powinien wiedzieć każdy potencjalny inwestor przed kupnem obrazu. Podejmuję tutaj tylko tematykę inwestycji w obrazy, bo wydaje się, że to w nie najczęściej są lokowane pieniądze inwestorów. Oprócz obrazów do dzieł sztuki można oczywiście także zaliczyć rzeźby, porcelanę, biżuterię czy meble, ale tematykę tych przedmiotów być może podejmę kiedyś w kolejnych wpisach.

Ten artykuł ma ponad 3300 słów, więc oto streszczenie tego o czym można w nim przeczytać:
– dlaczego należy zachować ostrożność kupując dzieła sztuki np. na aukcjach – na przykładzie jednego z dzieł Wyspiańskiego,
– w jaki sposób fałszerze i sprzedawcy starają się przechytrzyć specjalistów w zakresie sztuki oraz osoby kupujące obrazy,
– jak ustrzec się przed kupnem bubla udającego oryginalne dzieło znanego artysty,
– lista linków do ciekawych stron, które powinien znać każdy potencjalny kolekcjoner – inwestor w dzieła sztuki.

Wpis, który dziś publikuję chciałem napisać już dawno, ale dopiero teraz, po przyjęciu nowej formuły prowadzenia tego bloga, znalazłem motywację i czas na jego napisanie. Artykuł zainspirowany został kupnem albumu „Malarstwo polskie w zbiorach prywatnych. Nieznane dzieła wybitnych artystów”, który wydany został przez dom aukcyjny Agra. Kupiłem tę publikację ponad rok temu, a to co zwróciło moją uwagę to kilka prezentowanych w albumie prac, które odstawały poziomem od innych dzieł trzech znanych artystów. Wydawało mi się wówczas, że opublikowane w albumie trzy obrazy: pędzla Wyczółkowskiego, Pankiewicza i Wyspiańskiego wyglądają jak fałszywki. Analizując jednak dłużej twórczość dwóch pierwszych wymienionych artystów stwierdziłem, że mogli jednak takie obrazy namalować, a moje pierwsze wrażenie było błędne. Przyjrzałem się bowiem późnym pracom Pankiewicza uważniej i rzeczywiście im dalej w las, tym artysta malował „gorzej”, a obraz, o którym miałem błędne mniemanie, namalowany został rok przed śmiercią artysty. Z kolei mimo tego, że Wyczółkowski to o wiele lepszy malarz niż Pankiewicz to zapoznawszy się szerzej z jego twórczością mogę stwierdzić, że malował dość nierówno w różnych okresach twórczości. To mylne wrażenie co do jednej z jego wcześniejszych prac wynikało pewnie z tego, że znałem głównie jego lepsze obrazy wiszące w Muzeum Narodowym w Warszawie. Ale został jeszcze Wyspiański i jego pastel przedstawiający córkę Helenkę. I tutaj, po tym przydługim wstępie, mogę przejść do właściwej części wpisu.

Poniżej znajduje się reprodukcja rysunku w technice pasteli „Helenka – córka artysty„, o którym wspomniałem. Obrazek ten w 1993 roku sprzedany został za 20,700 zł, a cena wywoławcza wynosiła 5,000 zł (link). Przypuszczam, że na stronie AgraArt ujednolicono ceny przyjmując denominację z 1995 roku, bo przecież w 1993 roku liczyliśmy jeszcze pieniądze w milionach i miliardach. Średnie zarobki w tym roku wynosiły więc 3,995,000 zł miesięcznie (399 zł, jeśli przyjąć ujęcie czterech zer). A więc te 20,700 zł to była wówczas suma niebagatelna, bo gdyby odnieść to do dzisiejszego średniego wynagrodzenia to ten rysunek na papierze kosztowałby teraz około 200,000 zł (jeśli przyjąć inny odnośnik np. ówczesną i obecną cenę węgla to za tamte 20,700 zł kupilibyśmy dziś tyle samo tego surowca co za dzisiejsze 80,000 zł). Aby sprawdzić czy moje rozumowanie jest właściwe co do przeliczenia tych cen na dzisiejsze pieniądze to sprawdziłem ceny innych obrazów z tej samej aukcji, czyli z 10 października 1993 roku. Dla przykładu „Autoportet z Gorgonami” został sprzedany za 35,000 zł, „Autoportret z Thanatosem” za 32,000 zł – oba Malczewskiego, „Ucieczka bachmata przez pustynię” Jerzego Kossaka za 1,600 zł, „Na manewrach” Wojciecha Kossaka za 10,000 zł, a „Szałasy w śniegu” Wyczółkowskiego za 8,900 zł. Wychodzi więc rzeczywiście, że takie były wtedy ceny obrazów najlepszych artystów, a można je porównywać z cenami dzisiejszymi po pomnożeniu, mniej więcej razy 10.

wyspianski-falszywy

Helenka – córka artysty„, 1904, pastel na papierze, 28 x 22,7 cm, własność prywatna (skan strony z albumu). Proszę zwrócić szczególną uwagę na „kulfoniastą” sygnaturę w lewym dolnym rogu. To pewnie miało być „SW”, a wyszło jak wyszło.

wyspianski 2 dff

Oto małe porównanie, po lewej: „Portret dziewczynki” Stanisława Wyspiańskiego, 1904, pastel, 28,5 x 24,5 cm (znajdujący się w Muzeum Okręgowym w Radomiu), a po prawej odbicie lustrzane rysunku „Helenki„. Nie chcę niczego sugerować, ale jedna z prac wygląda jakby była wzorcem, a druga jak nieudolna kopia, zupełnie bez polotu. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że album z tą reprodukcją został wydany w 1995 roku, a wtedy dostęp do informacji był o wiele trudniejszy niż dziś, w dobie internetu. Niemniej jednak słaba jakość tej pracy powinna rzucić się w oczy osoby, choć trochę znającej się na sztuce. Wspomniane dzieło zdołało już jednak rozprzestrzenić się po internecie i jest publikowane na różnych witrynach pośród innych sztandarowych dzieł Wyspiańskiego.

Można mi zarzucić, że robię tutaj niepotrzebne zamieszanie (publikując ten przykład dzieła Wyspiańskiego wykazującego cechy pracy sfałszowanej), bo wydaje mi się, iż odkryłem jakąś straszną prawdę. Prawda to czy nieprawda – ma służyć wyłącznie jako zilustrowanie problemu i przestroga dla osób inwestujących w sztukę. Na ostatniej aukcji w Agrze sprzedany został inny rysunek Wyspiańskiego za 800,000 zł (link), ale to obraz wielokrotnie reprodukowany i z obszerną bibliografią, więc nie można mieć zastrzeżeń co do proweniencji czy oryginalności dzieła. Wydawać by się mogło, że każda placówka muzealna lub galeria powinna dążyć do największego „oczyszczenia się” z ewentualnych falsyfikatów, które mogą być w zbiorach. Wydaje się to logiczne, a nawet konieczne, ale rzeczywistość jest nieco inna. W grę wchodzą względy ambicjonalne, prestiż instytucji, jej pozycja wśród innych galerii i kolekcjonerów, a także potencjalne straty materialne, nie zawsze możliwe do wyrównania. Innymi słowy, muzea lub galerie nie są skłonne ujawniać ewentualnych falsyfikatów, jakie posiadają lub mogą posiadać w swoich zbiorach. Osoby prywatne, kolekcjonerzy prawdopodobnie jeszcze częściej padają ofiarami fałszerzy, częstokroć nawet nie zdając sobie z tego sprawy przez długie lata.

aukcje inwestycje w sztukę

Oczywistym jest, że na aukcjach dzieł sztuki, w salonach antykwarycznych, galeriach oraz targach staroci mogą pojawiać się dzieła sztuki wątpliwego pochodzenia. Ale dziwi mnie, że tak wiele osób widząc oferty kolejnych Kossaków na allegro z niską ceną wywoławczą tak ochoczo bierze udział w licytacjach. Dodatkowo trzeba zdawać sobie sprawę, że podrobić prace na papierze malowane akwarelą, rysowane węglem, ołówkiem czy pastelami jest o wiele łatwiej niż prace malowane olejem czy temperą na płótnie czy desce. Przypominam sobie, że nawet widziałem kiedyś w sprzedaży „oryginalne” szkice Jana Matejki z ceną wywoławczą 10 zł.

wyczolkowski

Dla przykładu – powtarzane przez Wyczółkowskiego motywy jak np. sosny mogą stanowić pole do nadużyć dla fałszerzy, szczególnie jeśli dany artysta przedstawiał ten samym temat w różnych technikach. Szczególnie więc trzeba uważać na wersje takich tematów rysowane na papierze. Dość łatwe do sfałszowania są prace szkicowe węglem, ołówkiem czy piórkiem. Wystarczy kupić albo zamówić wykonanie rysunku (na wiekowym papierze) u w miarę zdolnego ucznia szkoły plastycznej przedstawiający typowy dla artysty temat, dodać podpis i gotowe.

fałszerstwo obrazu z dwóch oryginałów

Przykład fałszerstwa obrazu, w którym wykorzystano dwa fragmenty oryginalnych obrazów artysty składając z nich nowe „dzieło”.

Stosunkowo łatwa jest sprawa z wykryciem fałszerstwa obrazu znanego i drogiego malarza, bo mamy dużo materiału porównawczego. Z kolei obrazy autorów mniej znanych trudniej jest zweryfikować pod kątem innych dzieł z racji mniejszej ich dostępności. Z niektórymi obrazami znanych malarzy wiele osób jest na tyle „opatrzonych”, że na pierwszy rzut oka można stwierdzić czy obraz mógł być namalowany przez danego malarza czy nie. Dla mnie osobiście odróżnienie mistrzowskiego sposobu malowania czy rysowania, od pracy kogoś z mniejszym talentem nie nastręcza trudności. Wydaje mi się, że zdolność ta niekoniecznie musi być przypisana do oka typowego historyka sztuki. A to z tej prostej przyczyny, że nie mieli oni nigdy pędzla w ręku, ani tym bardziej nie uczyli się różnych technik malarskich czy kopiowania obrazów. Nie wykluczone jest jednak, że istnieją w obiegu czy w muzeach tak dobre podróbki (świetnie malowane), że od dawna udają one oryginały, a prawda może nigdy nie wyjść na światło dzienne. A w wykryciu fałszerstwa nie pomogą nawet badania chemiczne, jeśli taki obraz malowany był np. jeszcze za życia artysty lub niedługo po jego śmierci, i z zastosowaniem takich samych jak oryginalne materiałów (płótno, farby). Moim zdaniem sam certyfikat autentyczności wystawiony przez galerię i podpisany przez historyka sztuki nie jest wystarczającym dowodem na autentyczność jakiejś pracy. Gdyby dodatkowo ekspertyza zawierała jednak badania chemiczne wykonane przez specjalistę konserwatora (pigmenty, płótno, zaprawa) oraz komplet zdjęć (w świetle wzbudzonym promieniowaniem UV oraz rentgenowskie) to wtedy wątpliwości praktycznie być nie może.

Jak wygląda najczęściej taki certyfikat autentyczności wystawiony przez historyka sztuki? Strona formatu A4: u góry data, nazwa, logo i adres galerii, a poniżej wyszczególnione: tytuł obiektu, technika, wymiary oraz opis tego co obraz przedstawia np. napisany w ten sposób: „Praca przedstawia scenę rozgrywającą się na tle zimowego pejzażu. Na pierwszym planie przy ognisku stoją dwaj żołnierze (…) Praca malowana z wyczuciem i znawstwem tematu oraz realiów historycznych. Scena oddana z rozmachem i dużą pewnością pędzla, typową dla stylistyki Wojciecha Kossaka. Wyraźnie widoczne są szerokie krótkie pociągnięcia, miejscami (głównie w detalach) grubiej nakładana farba. Obraz sygnowany i datowany w lewym, dolnym rogu „Wojciech Kossak, 1932” (sygnatura oryginalna, autorska). Na odwrocie autorskie potwierdzenie (pisane piórem): „Stwierdzam autentyczność tego obrazu. Wojciech Kossak”. Opisywany i reprodukowany na następnej stronie tego certyfikatu obiekt jest autentyczną pracą Wojciecha Kossaka (1857-1942) – malarz, postrzegany jako jeden z najsłynniejszych i najbardziej uzdolnionych, polskich batalistów (…).” I tak dalej. U dołu kartki pieczątka i podpis historyka sztuki oraz właściciela galerii. Jak dla mnie taki certyfikat stwierdzający autentyczność tylko na podstawie oceny wizualnej nie jest wystarczająco przekonujący. Zastanawia mnie też czy takie potwierdzenie autentyczności obrazu, który autentyczny nie jest, może nieść ze sobą przykre konsekwencje prawne. Zawsze przecież historyk może w takim przypadku wybronić się, jako powód pomyłki podając błąd w ocenie. Przypuszczam, że typowy historyk sztuki nie stosuje choćby prostej metody konserwatora dzieł sztuki, czyli dotknięcia powierzchni obrazu (w miejscu np. ukrytym pod ramą) watką nasączoną jakimś rozpuszczalnikiem. A samo to pozwoliłoby określić czy „stary” olejny obraz przypadkiem nie powstał kilka miesięcy temu. Ale zagadnienie bardziej zaawansowanych sposobów sprawdzania autentyczności obrazów to temat na oddzielny artykuł.

Wracając do tematu – przy okazji przeglądania obiektów wystawianych na aukcjach we wspomnianym domu aukcyjnym przyjrzałem się jeszcze temu jak sprzedawało się kilka spośród obrazów Wyczółkowskiego trafiających na aukcje w Agrze po kilka razy. I tak:

Kaczeńce” sprzedane w 2003-12-14 za 30,000 zł, a w 2014-03-23 za 46,000 zł. (w 2003 roku przeciętne wynagrodzenie było 1,76 razy niższe niż w 2014 roku, więc właściciel obrazu odnotował teoretycznie stratę, bo ówczesne 30000 zł jest warte dziś prawie 53000 zł).
Nagietki i begonia” sprzedane w 2003 roku za 45,000 zł, próbowano sprzedać w 2008 roku z ceną wywoławczą 65,000 zł, ale chętnych nie było.
Połów o świcie” sprzedany w 1996 roku za 123,500 zł, ponownie na aukcji w 2001 roku i został sprzedany za 250,000 zł. (różnica tylko 5 lat, ale 2,36 razy wyższe średnie wynagrodzenie, co sprawiło, że te 123500 zł po 5 latach było warte 292,000 zł, a więc jest to strata dla właściciela mimo tego, że cyfry wyglądają na dużo większe).
Portret Jerzego Warchałowskiego” sprzedany w 1997 roku za 29,000 zł, a ponownie w 2012 roku za 33,000 zł. (wyraźna strata finansowa, bo 29,000 zł z 1997 roku byłoby dziś warte 3,31 razy więcej, czyli 96,000 zł).

Czyli wychodzi na to, że sztuka tanieje? Za mała to próbka, aby na jej podstawie wyciągnąć taki wniosek. Uważam jednak, że jeśli już inwestować w sztukę to lepiej wieszać na ścianie obraz, który nam się podoba, a nie coś co jest artystycznie słabe, ale drogie. Czyli zamiast kupować za 800,000 zł niezbyt ciekawy portret narysowany przez Wyspiańskiego można za tę cenę nabyć kilkadziesiąt świetnych, tańszych obrazów. Ale co kto lubi, bo oczywistym jest, że ten kto wykłada 800,000 złotych nie inwestuje w obrazy warte kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Jeśli kupuje się obrazy w celu kolekcjonerskim czy inwestycyjnym np. na allegro czy ebay to podejrzenia w kupującym powinny budzić:
– mało albo zero komentarzy na koncie sprzedającego (nowe konto może być założone na tzw. słupa),
– komentarze negatywne albo neutralne, których treść budzi wątpliwości co do jakości sprzedawanych wcześniej przedmiotów (można też sprawdzić jakie przedmioty sprzedawane były wcześniej na koncie danego sprzedawcy, dzięki archiwum allegro, bo okazać się może, że 100 dotychczasowych pozytywnych komentarzy dotyczy nie sprzedaży dzieł sztuki, ale czegoś innego o małej wartości np. ubrań),
– brak możliwości odbioru osobistego, a wyłącznie opcja wysyłki,
– brak wyraźnych zdjęć oraz fotografii ukazujących zbliżenia obrazu,
– brak certyfikatu potwierdzającego oryginalność (tu też jednak należy zachować ostrożność, nawet jeśli sprzedawca posiada certyfikat, bo subiektywna ocena i podpis jakiegoś historyka sztuki to za mało, o czym pisałem wyżej),
– jeśli sprzedawca wystawia kilka aukcji z przedmiotami zabytkowymi i jeśli np. inny obraz (oprócz tego, którym się interesujesz) ewidentnie wygląda na fałszerstwo to jest to sygnał, że coś nie tak może być też z innymi wystawionymi na aukcjach przedmiotami, nawet jeśli wyglądają przekonująco,
– niska cena wywoławcza za obraz znanego artysty (choć to też może być zwodnicze, bo pośród wystawionych faktycznych, drogich oryginałów sprzedawca może ukryć fałszywki wycenione wysoko, działając zgodnie z przysłowiem: „jeśli chcesz ukryć drzewo, wówczas posadź wokół niego cały las”).

Oto kilka przykładów opisów aukcji „inwestycyjnych” dzieł sztuki z allegro:

„Do pracy dołączony jest pisemny certyfikat potwierdzający oryginalność pracy wystawiony przez [nazwa i adres galerii].” – galeria galerii nierówna, a każdej zależy na tym, aby obraz sprzedać z zyskiem. Lepiej jest przyjąć zasadę ograniczonego zaufania.
„ORYGINAŁ. OPINIA HISTORYKA SZTUKI-KUSTOSZA MUZEUM NARODOWEGO. WYSTAWIONA 19.03.1998.” – same słowa to za mało, brak było w aukcji choćby skanu kartki z tą opinią.
„Sprzedaje obraz – na drewnie malowany sygnowany Wojciech Kossak posiada on sygnaturę w dolnej części, całość w bardzo dobrym stanie, gratka dla kolekcjonerów dobrego malarstwa. Nie posiadam certyfikatu, tak też został nabyty. Bez wątpienia jest to unikat z piękną historią.” – sprytny opis, w którym nie jest napisane, że to oryginał. Zasugerowana jest tylko obecność sygnatury znanego malarza oraz to, że jest to unikat. A słowa „unikat” można użyć, praktycznie, w stosunku do każdego obrazu, więc sprzedający nie mija się z prawdą.
„Posiadam do sprzedania obraz sygnowany Jerzy Kossak. Obraz kupiony w Berlinie. Nie posiadam certyfikatu autentyczności.” – to, że coś jest sygnowane nie oznacza, że jest autentyczne; odsyłam przy okazji do mojego artykułu o sygnaturach.
„WYPRZEDAJĘ WŁASNE ZBIORY. OBRAZ ZOSTAŁ ZAKUPIONY NA GIEŁDZIE STAROCI. PRACA NIE MA ZROBIONEJ EKSPERTYZY WIĘC ZGODNIE Z ZASADAMI I REGULAMINEM ALLEGRO WYSTAWIAM DO SPRZEDAŻY W DZIALE KOPIE.” – sama ekspertyza historyka sztuki to za mało, dopiero ekspertyza chemiczna daje większą pewność z czym mamy do czynienia, o czym już pisałem.
„OBRAZ W RZECZYWISTOŚCI PREZENTUJE SIĘ O WIELE ŁADNIEJ NIŻ NA ZDJĘCIACH” – to zwykle prawda w przypadku każdego obrazu, bo oko inaczej odbiera przedmiot (trójwymiarowo) niż obiektyw aparatu. Ale taki opis idzie zwykle w parze ze słabej jakości zdjęciami.
„Obraz nie posiada certyfikatu, ale gwarantuję pewne pochodzenie od kolekcjonera. Obraz sygnowany Jerzy Kossak” – to samo co w przypadku galerii – kolekcjoner kolekcjonerowi nierówny, chyba że zna się dobrze daną osobę osobiście.
„Na sprzedaż posiadam stary obraz, który pozostał mi po dziadku. Obraz sygnowany.” – może to prawda, a może nie. Dziadek nie żyje, więc nie można pociągnąć go do odpowiedzialności, gdy obraz okaże się fałszerstwem.
„Nie posiadam stwierdzenia autentyczności tej pracy. Wyprzedaż prywatnej kolekcji zgromadzonej przez lata.” – typowy opis.
„Wystawiono wielostronicową opinie Mgr Sztuki osoby specjalizującej się w Młodej Polsce dla zainteresowanych do wglądu. obraz jest absolutnie oryginalny nie mam co do tego żadnych wątpliwości do tego stopnia że gdyby po zakupie ktoś potrafił podważyć opinię na niego wystawioną to otrzyma zwrot pieniędzy czego zazwyczaj sprzedawcy nie robią.” – w tym przypadku zabrakło choćby zdjęcia tej wielostronicowej „opinii” magistra sztuki. Może właściciel rzeczywiście ją podsyła w przypadku kontaktu osoby zainteresowanej. Nie sprawdzałem.

Patrząc na aukcyjne oferty „inwestycyjne” to rzuciły mi się również w oczy prace Edwarda Dwurnika. Pełno prac tego artysty uprawiającego sztukę „naiwną” w różnych galeriach i nawet na allegro. Głównie są to prace na papierze, które podrobić jest niezmiernie łatwo, zwłaszcza, że styl rysunku jaki uprawia Dwurnik nie jest zbyt wyrafinowany, by nie powiedzieć prymitywny. Mając to na uwadze – można przewidzieć, że po śmierci Dwurnika nastąpi wysyp nagle odnalezionych prac rysunkowych artysty. Ciekawe kiedy pęknie ta sztucznie napompowana bańka? Według mnie ceny za jego prace nie powinny pójść znacząco w górę w przyszłości. Mówią, że dobra sztuka sama się obroni, a tę słabą trzeba promować, aby ją sprzedać i ktoś usilnie w mediach tego Dwurnika lansuje. Wiadomo, że dzieło sztuki i inne przedmioty kolekcjonerskie są warte tyle, ile ktoś jest w stanie za nie zapłacić. A że ktoś płaci po kilkaset czy nawet kilka tysięcy za bazgroły to, no cóż, tylko jego sprawa.

Giełd staroci, galerii albo różnych wyprzedaży nie można skreślać jako miejsc, gdzie można kupić coś wartościowego. Jednakże poszukując tam rarytasów dobrze jest mieć przy sobie smartfon z dostępem do internetu, aby szybko sprawdzić np. nazwisko nieznanego nam malarza, którym sygnowany jest obraz. Pomijając Kossaka i inne chwytliwe nazwiska można czasem wynaleźć obraz mniej znanego artysty wart mniej, ale będący bezsprzecznie oryginałem. Postaram się opracować listę nazwisk mniej popularnych malarzy, których dzieła pojawiają się na aukcjach i na których warto zwracać uwagę. Taką listę opublikuję w którymś z kolejnych wpisów.

Widząc ofertę sprzedaży pracy artysty współczesnego, żyjącego np. Tomasza Sętowskiego zawsze można u źródła zapytać się o oryginalność dzieła wystawionego na aukcji. A jeśli już kupować taki współczesny obraz to najlepiej bezpośrednio u artysty, bez pośredników, bo z pewnością można również negocjować cenę.

Renomowane polskie domy aukcyjne:
http://www.desa.pl
http://www.agraart.pl
http://www.rempex.com.pl

http://rynekisztuka.pl Portal inwestowania w sztukę.
http://www.artinfo.pl Portal rynku sztuki.

Źródła reprodukcji porównawczych:
http://www.wikiart.org
http://www.pinakoteka.zascianek.pl
https://www.google.com/culturalinstitute/project/art-project
http://www.wga.hu/index1.html
http://artyzm.com/galeria.php
http://www.arthermitage.org/Author.html

Można też poszukiwać zdjęć obrazów danego autora w wyszukiwarkach grafiki (http://www.bing.com/?scope=images lub http://www.google.pl/imghp?hl=pl), choć tam w wynikach mogą pojawiać się różne rzeczy jak kopie, reprodukcje itp. Wyszukiwarki przydają się też w innych celach. Na przykład możliwe jest odnalezienie autora jakiegoś dzieła dzięki tzw. „wyszukiwaniu obrazem” w wyszukiwarce google. Oto przykład: w jednym z filmów na youtube.com zobaczyłem wiszący w pewnym domu na ścianie obraz. Zrobiłem zrzut ekranu, a następnie wyciąłem fragment kadru z tym obrazem w programie graficznym. Ten fragment obrazu następnie „pokazałem” wyszukiwarce. Moje podejrzenia co do autorstwa obrazu zostały potwierdzone:wyszukiwanie-obrazem

Strony, na których można obejrzeć twórczość głównie młodych, zdolnych ludzi, odkryć jakiś talent i kupić tanio dzieło sztuki:
http://digart.pl
http://deviantart.com
http://touchofart.eu

I to tyle ode mnie na temat zagadnienia inwestycji w obrazy. Czy rzeczywiście kupno dzieła sztuki można uznać za inwestycję zważywszy na to, że nie wiadomo czy obraz po latach uda się sprzedać drożej? Może należy to traktować tylko jako lokatę kapitału? Zysk, który powinien być wynikiem inwestycji jest możliwy tylko wtedy, gdy uda się kupić dzieło sztuki taniej, a następnie sprzedać odpowiednio drożej. Wydaje się to niełatwe w przypadku kupna obrazów w domach aukcyjnych. A szukanie okazji po giełdach, jarmarkach czy galeriach też ma swoje złe strony, bo łatwiej jest trafić na jakąś podróbkę, jeśli ktoś jest laikiem w temacie sztuki. Niemniej jednak są osoby, które zajmują się kupnem i sprzedażą dzieł sztuki na co dzień, czyli że musi być to opłacalne. Ale takie osoby doświadczenie w dziedzinie handlu sztuką nabywały prawdopodobnie latami. Czy ja (jako osoba znająca się trochę na malarstwie) byłbym w stanie nabyć na jakiejś giełdzie staroci ciekawy obraz, który następnie sprzedałbym z zyskiem? Możliwe, ale mało prawdopodobne w tym momencie. Przede wszystkim musiałbym poszerzyć swoją wiedzę w dziedzinie nazwisk mniej znanych polskich malarzy (o zagranicznych nawet nie wspominam, bo to temat jeszcze obszerniejszy). Istotne byłoby też opracowanie takiego mini katalogu tychże (niepopularnych acz aukcyjnych) malarzy, aby można było do niego w razie konieczności zajrzeć. Dopiero uzbrojony w taką wiedzę mógłbym wyruszyć na łowy. W tym momencie, bez znajomości nazwisk, patrząc na obraz, mogę co najwyżej ocenić klasę i jakość malarstwa. Już samo to prawdopodobnie pozwoliłoby odrzucić z 70% obrazów wystawianych na giełdach staroci. Z tym, że mógłbym przeoczyć obraz słaby malarsko, ale sygnowany dobrym nazwiskiem, a wiadomo, że takiego malarstwa w XX wieku było sporo. Konkluzja jest jedna – nauka i wiedza to klucz do potęgi, bo liczenie na samo szczęście, to w przypadku inwestycji w obrazy może być jednak za mało. Co zamierzam z tym moim brakiem wiedzy zrobić? Oczywiście podszkolić się w tej dziedzinie i opracować tę listę nazwisk, o której wspomniałem. Poza tym planuję odwiedzić kilka targów staroci (może jeszcze w tym roku), a efektami podzielić się z Wami na blogu.

Zniechęcać nikogo do tej formy inwestowania oczywiście nie mam zamiaru, a wręcz przeciwnie. Zdarza się przecież, że ktoś przypadkiem znajduje lub kupuje tanio przedmiot, który później okazuje się wart spore pieniądze. Nikt nie może Ci dać gotowej recepty na to jakie obrazy kupować, a najlepiej byłoby gdyby inwestowanie w sztukę stało się Twoim hobby. Jeśli coś robi się z pasją i zaangażowaniem to sukces będzie wyłącznie kwestią czasu. Myślę, że szczególnie ekscytujący jest ten dreszcz emocji towarzyszący udziałowi w licytacjach bądź przeglądania przedmiotów na giełdach staroci. Takich emocji życzę sobie, i Wam również drodzy czytelnicy, jak najwięcej. :)

3 komentarze so far.

  1. Andrzej pisze:

    Doświadczeń z kupowaniem dzieł sztuki nie mam, ale oglądam z żoną w telewizji taki program „Handlarze”. Uczestnicy muszą tam kupować jakieś przedmioty kolekcjonerskie np. na bazarkach na tyle tanio, aby zakup przyniósł im zysk. I w większości wypadków im się to udaje. Choć oczywiście mamy do czynienia z osobami, które zajmują się tym na co dzień i mają już pewną wiedzę co warto kupować.
    Jak to mówią – każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Przyznam, że do tej pory obojętnie podchodziłem do wizyt na targach staroci, ale ten program w tv uświadomił mi, iż jest sens zainteresować się tą tematyką szerzej. Od obrazów raczej trzymał się będę z daleka, ale w jakieś przedmioty z metali szlachetnych czy meble popróbuję inwestować. Tylko jeszcze pytanie – gdzie to próbować ewentualnie potem sprzedać?

  2. admin pisze:

    Sprzedać – najłatwiej za pośrednictwem allegro czy ebay, ale można też próbować np. w Desie.

  3. Zbigniew pisze:

    Polecić mogę dwa portale jeśli ktoś jest zainteresowany poszukiwaniem i kupnem obrazów. Są to: http://www.findartinfo.com oraz http://www.artprice.com
    Można tam sprawdzić nazwisko malarza i zobaczyć jakie jego prace zostały sprzedane np. na aukcjach ebay i w jakiej cenie. Pozdrawiam